wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział 9 część 2

Gdy się obudziłam, zaczęłam po omacku szukać telefonu. Nie mogłam znaleźć, więc powoli otworzyłam oczy i pomrugałam. Było już jasno, ale nie było na pewno po 8 bo słychać bylo by krzyki na korytarzu. Kiedy próbowałam się podnieść z podłogi, poczułam ogromny ból w szyi i plecach. Mimo wolnie z moich ust wydało się ciche jęknięcie. Tak się dzieje gdy się zasypia na podłodze.
-Noemi. Śpisz? -Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Wzięłam głęboki wdech i szybkim ruchem się podniosłam. Łóżko mojej przyjaciółki było puste.Tak mi jej szkoda. 
Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy z szafy i poszłam do łazienki. Wyglądałam potwornie. Włosy całe potargane, worki dwa pod oczami, blada twarz. Nie miałam siły na nakładanie tony tapety,które może by ukryły zdarzenia z poprzedniej nocy Pomalowałam rzęsy i związałam włosy w niedbały kok. Uśmiechnęłam się lekko. Kogo ja chce oszukać? Po co udawać że nic się nie stało jak i tak każdy w końcu sie dowie. Moje życie będzie teraz piekłem. Tysiące pytań, przesłuchań. Nie mam na to siły. Jestem zbyt słaba, ale nie moge przesiadywać całymi dniami w pokoju bez wody i jedzenia. 
Gdy tak sobie rozmyślałam, usłyszałam, że ktoś wchdozi do pokoju. Poczułam paniczny strach. Wspomnienia wróciły. Nogi zaczęły mi sie trząść do tego stopnia, że nie mogłam ustać i upadłam na kolana. Usłyszałam krzyk. Ktoś krzyczał. Otworzyłam oczy i doszło do mnie, że to ja krzycze. 
-Wszystko w porządku? -Spytała załamana Grace. Widziałam, że próbuje przybrać swoją twardą i obojętną postawę, ale jej oczy zdradzały wszystkie uczucia. Smutek, współćzucie,troske. Podeszła do mnie i objęła mocno. 
-Dasz radę. Wierzę w Ciebie. Chodź na śniadanie bo nic dla nas nie zostanie. -Powiedziała łapiąc mnie za rękę. Wiem, że stara się żebym nie myślała o tam tej nocy, ale to trudne. Zbyt świerze..
-Dzisiaj kanapki z marmoladą brzoskwiniową? -zapytałam, żeby ją uspokoić.
-Tak, twoje ulubione. -Odparła, a na jej twarzy można było przez sekunde, ujrzeć ulgę.
Razem udałyśmy się do stołówki. Wszystkie oczy były skierowane na mnie. Chciałam zapaść się pod ziemie. Chciałabym, aby nigdy sie to nie wydarzyło. Być jak cień. Kiedyś niezauważalna, dziś obiektem każdego. Usiadłyśmy przy stoliku i wpatrywałam się w góre kanapek, które tylko czekały, aby je nałożyć i zjeść. Chciałam podnieść rękę, ale nie mogłam. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie wiem jak długo wpatrywałam się w jedzenie, ale dla mnie była to wieczność. Nagle poczułam czyjąś dłoń na policzku. Odsunęłam się błyskawicznym ruchem. Moja przyjaciółka spojrzała na mnie z wielkim smutkiem. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawe, że płacze. Bałam się nagle ludzi, ich dotyk był jak koszmar. Wstałam od stołu i chciałam udać się do pokoju by spędzić tam reszte dnia..może tygodnia. Odwróciłam się z kamienną twarzą gdy usłyszałam swoje imię.
- Vanessa? -Spytał wysoki mężczyzna o cienej skórze ubrany w garnitur. - Ty jestes Vanessa Berkin prawda?
- Ttak. -odpowiedziałąm resztkami sił.
- Nazywam się Joe Grandermit. Jestem psychologiem. Udałabyś się ze mną do pokoju dyrektora teraz omówić kilka ważnych spraw?
Kiwnęłam głową potwierdzająco, mimo że w środku wzystko krzyczało we mnie NIE. Co zrobić? Czy Joe jest bezpieczny? Nie wygląda na nikogo kto chciałby mi zrobić krzywdę...
Już po kilku minutach siedziałam przy biurku dyrektora. Tak. Już widzę, że moje życie będzie teraz pełne rozmów, pełne pytań, na które nie chciałabym odpowiedzieć. Z mojej lewej strony siedziała mama. Nie patrzyła mi w oczy. Czego sie sie po niej spodziewałam.. Nie była taka jak kiedyś. Teraz nawet mnie nie przytuliła. Jestem przekonana, że gdy policja jej opowiedziała sytuacje to jej reakcja była taka, że pewnie to był jakiś mój diller, któremu miałam spłacić dług.
- Tu chodzi Prosze Pani o usiłowanie zabójstwa. Matt nie był dillerem. Okazało się, że nie poradził sobie ze śmiercią siostry, która brutalnie została zamordowana. -Mówiła policja.
No tak. Diller. Dzięki mamo...
- Vanessa. Wspólnie z twoją matką i panem Joe, który jak zapewne wiesz jest psychologiem, postanowiliśmy, że zostaniesz przeniesiona do innego ośrodka, w innym mieście, oraz będziesz pod stałą kontrolą psychologów. -Wytłumaczył dyrektor.
Patrzyłam sie na nich osłupiała. Co powiedzieć? Tutaj keidy zaczynałam się odnajdywać, zakochałam się, mam znowu to zostawić i znowu zaczynać od nowa? co z Thomasem?
- Bardzo proszę spakuj się dzisiaj i pożegnaj z osobami, z którymi chcesz. Za dwie godziny będzie czekał na Ciebie pan Joe pod ośrodkiem przy bramie.- Kontunuował.
Nie wiedziałam czy płakać czy spojrzeć na to z pozytywnej strony. Tej że może rzeczywiście to dobry pomysł, bo tutaj wszytsko by mi przypominało o Mattim....



Ciąg dalszy nastąpi...